smukła, ale nie wysoka postać nie zaimponowała mu widocznie, bo odrzekł:
— Zaraz zobaczysz!
I znowu zbliżył usta do twarzy guwernantki, chcąc ją pocałować, ale w tej chwili stanął przy nim Zorski i położył mu rękę na ramieniu.
— Żarty masek są wprawdzie dozwolone, ale na takie grubiańskie nie mogę pozwolić. Proszę puścić tę sennorę!
— Do wszystkich djabłów, malcze, co ci przychodzi do głowy? Zabierz się stąd precz, durniu.
Zorski uderzył go pięścią pod brodę, a książę potoczył się w tył. Dziewczyna uciekła, zamykając za sobą drzwi.
Uderzenie to działało kilka sekund, książę wyprostował się w całej swojej wysokości i zaryczał ze złości:
— Robaku nędzny, ty ośmielasz się mię uderzyć?! Ja cię zmiażdżę!
Guwernantka słyszała te słowa, potem uderzenie, wreszcie coś ciężkiego padło na ziemię. Potem dało się słyszeć ciągnienie po podłodze, łoskot po schodach i pukanie do jej drzwi.
— Panno Wirska, napastnik jest usunięty, może pani wyjść.
Poznała głos Zorskiego. Wydawało jej się, że to jest niemożliwe, aby ten olbrzym mógł ustąpić przed tym małym Zorskim.
Otworzyła drzwi i weszła do pokoju zażenowana.
Stał przed nią spokojny i uśmiechnięty.
Opowiedział jej, że zrzucił go ze schodów.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 427 —