Gasparino Kortejo, przebrany za Meksykanina, spacerował dłuższy czas przed bramą. W końcu ujrzał Persa, wychodzącego z bramy, przy; czym zauważył, że ten poprawia ubranie. Przez tłum masek przecisnął się ku niemu.
— Ach! Gasparino — zamruczał — dobrze, że przychodzisz, obejrzyj no moje plecy.
— Dlaczego?
— Czy nie jestem zabrudzony?
— Nie. A jak się udała przygódka?
— A niech to kaczka kopnie, ale ona musi być moja. Zanadto mi przypadła do gustu.
Kortejo śmiał się pod wąsem. Zrozumiał, że książę odniósł porażkę, może go nawet wyrzucili i strącili ze schodów.
Na ulicy spytał:
— Czy to właścicielka tego domu?
— Ale gdzie tam, guwernantka!
— Oj, oj!
— Ale djabełek prawdziwy. Broniła się jak kotka. Musisz się dowiedzieć bliższych szczegółów o niej jeszcze dzisiaj. Chcę wiedzieć, czy ją można kupić, czy zręcznie złapać.
— W takim razie proszę o urlop.
— Dobrze, dostajesz go już teraz, żądam tylko, byś mi przyniósł pewne wiadomości.
Rozeszli się i każdy poszedł w inną stronę. Gdy Kortejo stracił Persa z oczu, udał się do kościoła Nuesta Sennora del Pilar, największego kościoła w Saragossie.
Tutaj przed kościołem było najwięcej ludzi. Nie można było przecisnąć się przez tłum, a szcze-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/27
Ta strona została skorygowana.
— 429 —