Wypuściła jego dłoń, odszedł na stronę i patrzał jeszcze jakiś czas na nią.
Wkrótce zbliżył się do dzielnicy, w której znajdował się dom bankiera Salmonno. Stanął przed nim i szukał guwernantki, nie mógł jej nigdzie dojrzeć.
Właśnie wysunął się z bramy jakiś młody człowiek. Był ubrany nie lepiej jak zwyczajny robotnik i niósł paczkę listów w ręku. W jednej chwili znalazł się przy nim Kortejo, pytając grzecznym tonem:
— Proszę mi wybaczyć, sennor, czy ma pan jakieś zajęcie u bankiera Salmonno?
— Tak, jestem roznosicielem listów.
— Czy chciałby pan ze mną wypić szklankę wina?
— Chętnie, ale chciałbym wiedzieć, jaki cel ma to zaproszenie.
— Muszę wiedzieć o stosunkach handlowych bankiera.
— Co wiem, to panu powiem.
Poszli do winiarni. Podano im flaszkę wina i duże szklanki.
Kortejo rozpytywał go o wszystko. Zdziwił się bardzo, że tak guwerner jak guwernantka są Polakami.
— A dlaczego wziął Polaków?
— Zdaje się, że robi interesy w Polsce i ma zamiar założyć tam filię, chce więc, by jego syn umiał po polsku.
— Jak się nazywa ten nauczyciel?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
— 432 —