Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   409   —

— Carba? — zapytała Róża. — O, to była ona dużo razy w Rodriganda. Bardzo często mi wróżyła, gdy byłam jeszcze maleńką dziewczynką.
— Potem nie? — zapytał, śmiejąc się Zorski.
Róża zarumieniła się z zakłopotaniem, była jednak szczera i przyznała się.
— Raz także później. Wtedy mi radziła... nie, o tym już nawet nie myślałam, i o rzecz nadzwyczajnie dziwna.
— Co?
— Ona cię znała.
— To doprawdy dziwne! Co mówiła?
— Była w zamku, kiedy ojca mieli operować; trzej lekarze. Prosiła mię, bym sobie dała powróżyć. Wtedy powiedziała, że jest tylko jeden lekarz, który może pomóc mojemu ojcu, w Paryżu. Wymieniłam twoje nazwisko. Wtedy przytaknęła i rzekła, że mam cię sprowadzić, że mieszkasz u profesora Letourbier.
— Dziwna rzecz.
— Matka Carba wie o wszystkim — rzekł borowy dumnie. — Jest królową plemienia Brinijaków i Lambadarów. Potężniejsza jest od niejednego księcia na ziemi.
— I mimo to pozostajecie tutaj?
— Carba mię przywoła, jeśli mię będzie potrzebować.
— Życzę jej wszystkiego dobrego, gdyż zawdzięczam jej synowi życie. Nie zapomnijcie o tym, że się wam kiedyś odwdzięczę.
Podał Róży ramię i powrócił do zamku. Borowy został z Robertem koło dzika.