minutach zwycięstwo było po stronie Helmera i Niedźwiedziego Serca.
Tamci leżeli zabici. Zdjęto z nich broń i wrzucono w rzekę. Niedźwiedzie Serce ściągnął naprzód z obu zabitych skórę z głowy i uwiesił ją u pasa.
A teraz wyruszyli na koniach zabitych Komanchów, by uwolnić dwie uwięzione kobiety.
— Ugh! — zawołał Apacha, który jechał przodem.
— Co tam? — spytał Helmer.
Indianin wskazał na grupę Komanchów, składającą się może z pięćdziesięciu ludzi. Zauważyli również wśród nich dwie kobiety.
— Oswobodzimy je — rzekli razem.
Postanowili napaść dopiero wieczorem. Mieli zabić straż i wykraść wszystkich więźniów.
Gdy ujrzeli śpiących Komanchów przy ognisku, udali się do obozu.
Ostrożnie czołgali się po ziemi, by nie zbudzić śpiących. Zbliżali się do kobiet. Leżały obok siebie i miały związane ręce i nogi. Helmer porozcinał więzy, które wcinały się w ciało. Niedźwiedzie Serce uwalniał tym czasem więźniów.
Nagle zbudził się jeden Indianin.
— Do koni, za mną! — krzyknął Apacha, przeciąwszy więzy ostatnich dwóch jeńców — tylko prędko, prędko!
Z szybkością błyskawicy schwycili kobiety na ręce i galopem oddalali się od śpiących w dalszym ciągu Komanchów.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 16.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 452 —