Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 17.djvu/20

Ta strona została skorygowana.
—   478   —

przyjąć tego. Nie mogę się pogodzić z tym, byś miał siebie obrabować z mojej przyczyny.
Indianin potrząsnął dumnie głową.
— Nie jest to dla mnie wielką ofiarą. Co tutaj widzisz, jest tylko częścią ogromnych skarbów, które ukrywa góra El Reparo. Znajdują się tutaj jeszcze inne pieczary, o których nie wie nawet siostra moja Karia. Ja tylko jeden znam je i kiedy umrę, nie zapuści się żaden człowiek nawet myślą swoją w te głębie. Idę oglądnąć resztę pieczar. Przyjrzyj się skarbom i odłóż to, co sobie wybierzesz. Skoro nadejdę, załadujemy wszystko na konia i wrócimy do domu.
Po tych słowach znikł.
Polak pozostał sam pośród niezmierzonych bogactw.

Hrabia Alfonso uniknął szczęśliwie rusznicy Apachy. Trwoga pędziła go naprzód. Był wprawdzie synem pana tych obszarów, ale już poznał nadto dobrze, jakie miał tu znaczenie. Już sama okoliczność, że strzelano doń, mówiła wyraźnie, z jakimi ludźmi miał do czynienia.
Wreszcie dostał się do miejsca, gdzie obozowali jego ludzie. Na wołanie straży podał to samo hasło co wczoraj.
Herszt bandy zawiadomił go, że są gotowi do drogi.
Bardzo się jednak zdziwił, że hrabia wybrał się bez asysty swych sług.
— Obejdę się bez nich — odparł hrabia Alfonso.