Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 18.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   489   —

Słyszał każde słowo ich rozmowy.
— To był pies, który wszystkie kości lubi — rzekł Indianin z gniewem.
— Czy mi przebaczysz? — pytała nieśmiało.
— Tylko wtedy ci przebaczę, jeżeli będziesz posłuszna, a na czym to będzie polegało, dowiesz się później. Teraz wsiadaj na konia, jedź do hacjendy, zwołaj wszystkich Indian, którzy są dziećmi Miztakas, i przysślij ich do mnie. Powiedz im, że Tekalto, ich książę, potrzebuje ich.
Karia, dosiadłszy konia, popędziła w dal.
Naczelnik zauważył, że hrabia odzyskał przytomność. Spojrzał na niego z pogardą i rzekł:
— Biała twarz nie znajdzie miłosierdzia. Okłamała mnie. Powiedziałeś, że Meksykanie są za tamtym pagórkiem, a tymczasem... Wołałeś o pomoc. Może znalazłbyś litość, teraz jednak nie masz o czym marzyć.
Odwrócił się z dumą i nie raczył już wzrokiem rzucić na jeńca. Wkrótce powrócił Niedźwiedzie Serce, położył uzbierane i zgniecione zioła na głowę Polaka i obwiązał ją.
Vaqueros także szybko załatwili się ze swoją pracą. Sporządzili z gałęzi bardzo wygodne i miękkie nosze, które uwiązali u dwóch równolegle postępujących przy sobie koni. Na noszach tych ułożono Helmera.
— Hrabia należy do mnie — rzekł Bawole Czoło. — Zawieźcie Grzmiącą Strzałę do hacjendy, a Niedźwiedzie Serce zostanie przy mnie.
Pochód oddalił się. Obaj naczelnicy stali obok siebie, milcząc, po czym Bawole Czoło rozwiązał