Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
—   536   —

Umówiono się, że trzeba strzec się celników, bo ci ludzie zdolni są wszystkiego się domyśleć. Po wyczerpującej rozmowie łotry rozeszli się.
Hrabia Ferdinando, leżąc chory na swym łożu, nawet nie domyślał się, „gdzie zawędruje jego ciało“, i jak to pięknie i obszernie radzono o jego pogrzebaniu...
Widocznie djabeł był w spółce z sekretarzem, bo tak mu się wszystko świetnie złożyło, jakby; sobie lepiej nie mógł życzyć.
Właśnie wchodząc do zamku swego pana, spotkał starą Marię Hermoyes, która trzymała w ręku szklankę wody.
Sekretarz z udaną serdecznością zapytał starą o zdrowie hrabiego. Dowiedziawszy się, że rana nie jest niebezpieczna, dał opiekunce hrabiego kilka wskazówek, dotyczących dalszej pielęgnacji. Następnie życzyli sobie dobrej nocy.
Stali właśnie przed drzwiami jej mieszkania.
Maria widocznie chciała coś wziąć ze swego pokoju, bo postawiła w niszy na murku szklankę z wodą.
Kortejo stał jeszcze. Proszek miał przy sobie. Jednym rzutem oka przekonał się, że go nikt nie widzi, gorączkowo wydobył z zanadrza proszek, otworzył pokrywkę, wsypał zawartość do szklanki z błyskawiczną szybkością, po czym prędko oddalił się. Serce tłukło mu w piersiach, tak, że zdawało mu się, że zagłusza jego kroki.
Córka jego, Józefa, nie spała, oczekiwała go.
Na jej gorączkowe pytania Kortejo opowiadał w kolejności wypadki, które miały miejsce, aż do