Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
—   537   —

chwili obecnej. Józefa słuchała z widoczną radością, a oczy jej błyszczały jak u sowy.
— Bogu dzięki! — zawołała, gdy skończył. — Wygraliśmy. Wszelka wątpliwość wykluczona, teraz jestem przekonana, że zostanę hrabiną.
Józefa udała się do swojej sypialni i rozebrała się, ale spać nie mogła. Z otwartymi oczami leżała, marząc o przyszłym szczęściu, bogactwie i rozkoszach. Nie obchodziło jej, że to szczęście zostało okupione zbrodnią, gdyż z natury była zimna i egoistyczna.
Godziny mijały. Kortejo spał już twardo, gdy nagle gwałtowne pukanie zbudziło go.
— Sennor, otwórzcie, coś się stało strasznego.
Gdy otworzono, służący wyrzucił z siebie jednym tchem:
— Miałem dzisiaj straż u drzwi hrabiego i siedziałem w przedpokoju, nagle usłyszałem krzyk. Podskoczyłem do drzwi, lecz były od wewnątrz zamknięte. Spytałem, co się stało, lecz nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Stara Maria strasznie lamentuje i boi się otworzyć drzwi od pokoju don Ferdinanda. Więc przybiegłem wam to zameldować, sennor.
Poszedł za służącym do przedpokoju, gdzie rzeczywiście usłyszeli płacz i jęki służącej. Pukali, ale napróżno.
— Otworzyć! — zawołał Kortejo rozkazująco i uderzył nogą w drzwi.
To poskutkowało, stara służąca opamiętała się i otworzyła.