czące kobiety, pozwalając tylko pozostać Kortejowi, kamerdynerowi i Marii.
Po zbadaniu trupa rzekł:
— Letarg. Jeszcze jest ciepły. Musimy poczekać.
Następnie oznajmił, że chce sam, aż do rana pozostać przy zwłokach. Sekretarz i służący natychmiast oddalili się, a wraz z doktorem w pokoju pozostała Maria, mrucząc pacierze.
Tymczasem Kortejo udał się do swego mieszkania.
Z oczyma iskrzącymi się z ciekawości przeczytali testament, wykradziony przez Korteja z biurka. Zadrżeli, gdyż z treści listu wynikało, że don Ferdinando nie jest pewny pochodzenia Alfonsa. Gdyby nie był prawdziwym jego kuzynem, lecz osobą umyślnie podstawioną, zostanie usunięty z grona spadkobierców. Cały zaś legat był przeznaczony dla starej, wiernej Marii.
Parę intrygantów, którą tak przestraszyć treść listu, ucieszyło jedno, że jest on w ich posiadaniu.
Po kilku godzinach doktór przywołał do siebie sekretarza. Oznajmił mu on, iż rzeczywiście hrabia zmarł w letargu, ale chciałby przeprowadzić sekcję zwłok. Wtedy Kortejo odpowiedział lekarzowi, iż cała rodzina don Ferdinanda na przestrzeni czterystu lat umiera w ten sam sposób, a życzeniem jej było nie dokonywać sekcji zwłok.
Lekarz postanowił uszanować życzenia hrabiowskiej rodziny.
Chytry Kortejo, chcąc mieć lekarza całkowicie po swojej stronie, rzekł:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 539 —