— Wybaczy mi pan tę małą niedyskrecję, ale zdaje mi się, że pan doktór pobierał pensję, wynoszącą czterysta pesos rocznie. Otóż zwyczajem rodziny Rodriganda jest po śmierci wypłacać dom owemu lekarzowi pięciokrotną pensję. Gdyby o tym w testamencie nie było wzmianki, postaram się, by spadkobierca ten zwyczaj uszanował.
Ponieważ don Ferdinando ulokował swój pierwszy testament w sądzie, toteż go obecnie otworzono.
Okazało się, że Alfonso jest rzeczywiście jedynym spadkobiercą. Z poleceń, jakie mu hrabia z tego tytułu zostawił, było godne uwagi to, że nakazał mu zostawić Korteja w swej służbie, wyznaczając mu oprócz tego znaczny legat. Naturalnie, reszta służby miała być też szczodrze obdarzona.
Następnie urzędnik sądu opieczętował biurko, safesy i pokój hrabiego Ferdinanda, aż do przyjazdu nieobecnego spadkobiercy hrabiego Alfonso.
Wieść o śmierci lubianego powszechnie hrabiego rozeszła się lotem błyskawicy po całym mieście.
Po obiedzie tego samego dnia udało się Kortejowi być dłuższy czas sam na sam ze zmarłym, więc użył tego czasu, by natrzeć ciało jego maścią, pozostawiającą ślady. Miały one tak naturalny wygląd, że mogłyby wprowadzić w błąd niejednego lekarza. Toteż gdy następnego dnia nadszedł doktór i zobaczył je, wydał pozwolenie na pochowanie zwłok.
Ale następny dzień przyniósł jeszcze jedną niespodziankę.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 540 —