Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/6

Ta strona została skorygowana.
—   520   —

stu swoich trupem. Myśleli, że w krzakach znajduje się ogromna liczba nieprzyjaciół. Nie próbowali defensywy, rzucili się tylko do swych koni i poczęli uciekać. Zabrzmiała druga salwa, taka sama w skutkach jak i pierwsza.
Niedźwiedzie Serce zachował Czarnego Jelenia dla siebie, dlatego też inni nie celowali doń. Ten rzucił się również z pozostałą garstką wojowników do ucieczki Naraz wystąpił Apacha z krzaków i podniósł swą strzelbę. Chciał schwytać Komanchę żywcem, celował więc tylko do jego konia. Wystrzelił. Rumak padł i zrzucił z siebie jeźdźca. Apacha przyskoczył do przerażonego, nim ten zdążył podnieść się z ziemi.
Komancha zorientował się w sytuacji, porwał za strzelbę, Niedźwiedzie Serce jednak odbił w bok i strzał chybił.
— Dowódca Apachów nie pada z ręki bojaźliwego Komanchy. Wyjmę ci duszę, by mi usługiwała w wiecznych lasach.
Uderzył Komanchę kolbą tak, że go ogłuszył. Potem chwycił go, by zanieść tam, gdzie przedtem siedzieli Indianie. Ale wprzód poczekał, aż przyjdzie do przytomności.
Komanchów dalej nie prześladowano, gdyż uważano ich za nieszkodliwych. Vaquerowie dzielili między sobą zbroję i broń poległych. Obaj wodzowie nie troszczyli się o łup, obchodził ich jedynie Czarny Jeleń.
— Czy nie chce Czarny Jeleń zaśpiewać pieśni przedśmiertnej? — zapytał Niedźwiedzie Serce. — Wyrządzimy mu tę łaskę, zanim umrze.