Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   521   —

Zapytany nie odpowiadał.
— Komanchowie śpiewają jak wrony i dlatego niechętnie dają się słyszeć — szydził Bawole Czoło.
Teraz przemówił jeniec:
— Chcecie mnie powiesić na drzewie?
— Nie — odrzekł Niedźwiedzie Serce. — Zjedzą cię krokodyle, gdyż ty mnie skazałeś na pastwę ich paszcz. Najpierw zdejmę ci skalp, by pokazać po moim powrocie synom Apachów, jakim tchórzem był Czarny Jeleń. Oddaj mi nóż i tomahawki, któreś mi zabrał.
— Chcesz mnie żywcem skalpować? Zabij mnie przedtem.
Ale wódz Apachów porwał nóż, chwycił lewicą za czub jeńca i ściągnął jednym zamachem skórę z głowy.
Czarny Jeleń zawył z bólu.
— Uff! Tchórz krzyczy! — rzekł Niedźwiedzie Serce.
— Rzuć do wody! — zauważył Bawole Czoło.
— Brat mój ma słuszność. Jest rzeczą honoru każdego Indianina, a do tego jeszcze wodza, nie okazywać ani strachu, ani też nie wydać wśród męczarni krzyku. Komancha więc okazał się godnym najwyższej pogardy.

Kiedy hrabia Alfonso wydostał się z nad stawu krokodylów, poszedł na górę, by udać się do skarbu królów. Znalazł jednak kupę gruzów, które kilka godzin obszukiwał nadaremnie.