— Może być. Nie mam ochoty pracować dla niewdzięcznika. Musisz nam zapłacić za to, cośmy dla ciebie zrobili. Otrzymujesz z mojej ręki niezmierzone bogactwo Rodrigandy w Meksyku, a przez twoje małżeństwo z Józefą i my otrzymamy z niego część.
— Nigdy tego nie uczynię.
Wtedy przystąpiła do niego Józefa i rzekła:
— Jeżeli to jest twoje ostatnie słowo, będę musiała inaczej postąpić — i zwróciła się ku drzwiom.
Poznał, iż była gotowa wykonać swoje groźby.
— Stój, dokąd idziesz? — zapytał drżącym głosem.
— Do inspektora — odrzekła, przystając.
— Czyś oszalała? Czy sądzisz, że jako moja żona będziesz szczęśliwa?
— Tak. Pozostawiam ci we wszystkim wolną rękę, ale muszę być hrabiną Rodriganda!
— Ależ to niemożliwe. Cóż na to powie hrabia Emanuel, gdy się dowie, że bez jego zezwolenia ożeniłem się z bratanką jego sekretarza?
— Teraz jeszcze tego nie pragnę. Z weselem zaczekamy do jego śmierci. Dasz mi jednak pisemne poświadczenie, że jestem twoją narzeczoną.
Namyślił się, a potem rzekł:
— A za to poświadczenie wydasz mi testament?
— Nie. Testament otrzymasz w dniu naszego ślubu.
Pokiwał smutno głową.
— Dobrze, otrzymasz poświadczenie.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 20.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 556 —