wprawdzie nie z dużej wysokości, jednak tak nieszczęśliwie, że nie mogła się podnieść.
Straszne zamieszanie zapanowało wśród widzów.
Zasłona natychmiast zapadła, baletnicę zaniesiono do garderoby, a lekarz pośpieszył, by zbadać jej okaleczenie. Właśnie dyrektor teatru zmierzał do pokoju tancerki, gdy stanął przed nim jakiś nieznajomy mu pan.
— Gdzie jest sennora Valdez? — zapytał krótko i rozkazująco.
— W swoim pokoju, ale zobaczyć się z nią teraz nie można.
— Któż mi zabroni?
— Jestem dyrektorem.
— A ja jestem hrabia de Rodriganda, wicekról Indii.
Dyrektor ukłonił się z dużą dozą uniżenia.
— A, ekscelencja, to co innego. Proszę za mną.
Dyrektor zaprowadził hrabiego aż do drzwi garderoby i rzucił okiem do jej wnętrza.
— Sennora już odzyskała przytomność, proszę wejść.
Gdy hrabia wszedł do małego, ale pysznie urządzonego buduaru, po twarzy baletnicy przemknęła błyskawica zadowolenia. Nikt nie spodziewał się, że umyślnie skoczyła, by tym sposobem wzruszyć bogatego wielbiciela i pozyskać go dla siebie.
Lekarz, który znajdował się przy chorej, wyszedł z pokoju.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 20.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
— 572 —