Siedząc przytuleni i szepcząc słodkie słowa miłości, Ferdinando i jego towarzyszka zauważyli łódkę, płynącą przeciw nim. W łódce tej siedziało dwóch mężczyzn i tyleż dam.
— Nałóż maskę — prosił Ferdinando swoją damę.
Ona jednak nie myślała o tym. Potrząsnęła przecząco główką, nie przeczuwając, że w zbliżającej się łodzi znajdują się jej znajomi.
— Do stu djabłów, Hanetta!
Drugi głos dodał:
— Tak, to napewno ona, gdyż dziś miała być w Madrycie.
— Na Boga, uchodźmy! — prosiła baletnica.
— To książę Olsunna i jego sekretarz. Znasz ich? — zapytał Ferdinando.
— Tak. Szukali mnie zapewne, by mi przeszkadzać.
Żaląc się, nałożyła maskę.
— W takim razie muszę ich od tego oduczyć. Mówiąc te słowa, wstał i kazał wioślarzowi płynąć do brzegu. Drugie czółno miało dwóch wioślarzy, toteż pierwsze stanęło przy brzegu.
Książę i Gasparino wysiedli z łodzi i czekali na przybywających.
Ferdinando zapłacił wioślarzowi i wysiadł z łodzi wraz z tancerką.
— Proszę zdjąć maski! — zawołał Olsunna
— Nie uznaję takiego rozkazu. Radzę panom pozostawić nas w spokoju.
Olsunna zrobił krok ku tancerce. Wówczas Ferdinando silnym ciosem w głowę powalił go na
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/10
Ta strona została skorygowana.
— 580 —