Po uczcie narzeczona odeszła do swoich apartamentów, a panowie raczyli się jeszcze winem. Wreszcie usłyszano turkot nadjeżdżającego powozu.
Hrabia wyszedł powitać synów.
Nie wiedzieli co zaszło i dlatego oczekiwali z niecierpliwością wyjaśnień.
— Wiecie — rzekł hrabia do synów — że nigdy nie lubiłem dużo mówić, ani bawić się w szerokie wstępy przed przystąpieniem do sedna sprawy. Krótko wam oznajmiam, że postanowiłem ożenić się powtórnie.
Słowa te podziałały na nich, jakby w nich piorun uderzył.
— Ożenić się? Teraz?
— Tak — odpowiedział z naciskiem. — Nie mam czasu na wyjaśnienia. Możecie być pewni, że otrzymacie część dziedzictwa, które się wam należy. Sądzę też, iż moja małżonka zyska waszą miłość i szacunek, jakiego doznaje matka od dzieci.
— Kim ona jest, ojcze?
— Nie ze szlachty. Jest artystką.
Obaj synowie popatrzyli na siebie przestraszeni.
— Do pioruna! — zawołał Ferdinando.
— Nie podoba ci się? — zapytał hrabia ostro.
— Nie! Mówię otwarcie. Gdzież zwyczajnej baletnicy do niepokalanego zamku naszych ojców?!
— Milcz, chłopcze! — rozkazał hrabia Manfredo. — Chodźcie za mną. Przedstawię was.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 584 —