Naraz — krzyknęli oboje. Przed nimi stal hrabia Manfredo z rewolwerem w dłoni.
— Aha! — zgrzytnął — jednego szukam, a znajduję drugiego. Precz z wami! Wymierzył w Korteja. Strzał był tak celny, że ten zatoczył się i padł nieżywy. Potem celował w kierunku baletnicy. Ale przeszkodziła mu, chwytając go za rękę. Ujęła rewolwer i trzymała go z całej siły, jaką przynosi śmiertelna trwoga. Chciała mu wyciągnąć broń z dłoni, naraz wyrwał się strzał i trafił hrabiego w pierś.
Po pierwszym strzale młody Kortejo wskoczył na schody. Gdy wszedł do pokoju, zobaczył tancerkę z rewolwerem w ręku, klęczącą między trupami.
— O, Boże, mój ojciec! — zawołał.
— Tak, pański ojciec — rzekła bezdźwięcznie.
— To straszne, to — chciał uklęknąć, ale chwycił się za włosy i zapanował nad sobą demoniczną siłą — nie, nie, tylko nie tracić przytomności umysłu.
— Hrabia zastrzelił go — płakała.
Gasparino Kortejo popatrzył na jej ubranie, zbadał sytuację i nagle zapytał:
— Mój ojciec był u pani?
— Kazałam go przywołać.
— I siedziała z nim pani, a on go zastrzelił z zazdrości. Mam pomysł. Pozwól pani mi go wykonać. Nadchodzą już!
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/18
Ta strona została skorygowana.
— 588 —