częśliwą. Chwycił ją za suknię i mocno trzymał, by jej prąd nie porwał. Niebawem nadpłynęło czółno, w którym ułożono nieszczęśliwą.
— Dokąd teraz? Na brzeg nie można, gdyż nie wolno jej zawstydzać.
Zorski szybko zorientował się w sytuacji i rzekł do wioślarza:
— Jestem lekarzem i zajmę się nieszczęśliwą, a do pana należy skierować czółno ku jakiemuś domowi, gdzie możnaby ją umieścić.
— Dobrze — Popłyniemy do mamci Merweille, która ma kawiarnię dla ubogich ludzi — odparł żeglarz. Zjechali w dół i stanęli przed kawiarnią. Zorski wziął dziewczynę na ręce i zaniósł ją do chaty.
W izdebce córki mamci Merweille umieszczono biedną dziewczynę. Po dokładnym zbadaniu ofiary rozpaczy, Zorski skonstatował, że denatka będzie żyła.
— Zostanę przy chorej, a wy Gordon (tak się nazywał żeglarz) przynieście mi moje rzeczy, z brzegu.
Po wyjściu żeglarza z pokoju denatka otworzyła oczy, a policzki jej zaczęły nabierać kolor właściwy zdrowym ludziom.
— Ach, czemu nie zginęłam, czemu nie zginęłam? — łkała nieszczęśliwą.
Z rozmowy, którą Zorski nawiązał z dziewczyną, wynikało, że krok samobójczy popełniła w ogromnej rozpaczy.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 592 —