Ryzykuję życie, lub wolność, za to nie wezmę mniej jak tysiąc franków! Razem pięć tysięcy. Muszę otrzymać a konto danej sumy trzy tysiące. Takie są moje warunki.
Alfonso zgodził się.
Gerard wyszedł. Na dworze wyprostował swe olbrzymie członki. Postanowił dowiedzieć się w hotelu, kogo to tak pragnął pozbyć się Alfonso.
— Doktór — mówił potem do siebie, — on Polak, ona Hiszpanka. Co to wczoraj opowiadała Anneta, gdy byłem u niej? Polak, lekarz, który uzdrowił Hiszpankę... Poznam wkrótce tę historię...
Udał się do swego ojca, opowiedział mu, że wyjeżdża i że ma zamiar ożenić się.
— Teraz będziesz prowadzić inne życie, stary! Nie będziesz więcej kradł. Jedzenie opłacę ci u pani Merweille. Codziennie dostaniesz trochę pieniędzy na tytoń, czy też na inne twe potrzeby. Zapłacę też za mieszkanie, byś miał gdzie spać.
Wieczorem Gerard wynajął sobie pokoik w skromnym hotelu, siedział przez całą noc, przepisując paszport hrabiego. Rano udał się do pewnego księgarza i dowiedział się, że jest napisany w języku hiszpańskim. Potem poszedł do hrabiego.
Pociąg, którym jechał Alfonso, i Gerard, wiózł dla Zorskiego ogromne niebezpieczeństwo.
Była jeszcze zima, ale już robiło się ciepło. Stąd też ogromne powodzie.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/29
Ta strona została skorygowana.
— 599 —