Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   575   —

— Manfredo, ufam ci. Bierz mnie do siebie, ale nie uczyń mnie nieszczęśliwą.
— Ach, Hanetto, nigdy nie pozwolę, by najmniejsza chmurka, najmniejsza troska zmąciła ci twój spokój i szczęście. Teraz, kochana, pozwól mi, bym się przyczynił do związania się węzłem małżeńskim jeszcze jednej pary. Mam na myśli mego sługę i twoją pokojówkę. Kochają się bardzo i założę się, że są teraz oboje w jednej izbie. Chodźmy do nich, ale cichutko, a złapiemy ich na gorącym uczynku.
Podkradli się do małej izby i otworzyli nagle drzwi.
I oto siedział Alimpo ze swoją Elwirą w serdecznym uścisku. Z początku hrabia udawał rozgniewanego tą sceną, lecz przekonawszy się, że młodzi rzeczywiście się kochają, mianował Alimpo swoim kasztelanem z pensją trzystu duros. Po serii podziękowań i ukłonów hrabia i tancerka wrócili do pokoju.
Wśród rozmowy hrabia wspomniał o Henrico Kortejo i Olsunnie, chcąc wyśledzić aktorkę.
— Manfredo, ci ludzie nie obchodzą mnie wcale. Przychodzili do mnie i grali w karty, ale ostatnio nie widuję ich już. Wiesz, muszę jechać jutro do Madrytu, by zerwać kontrakt. Chcę być twoją po zerwaniu wszelkich stosunków z teatrem i sceną.
Wierzył jej słowom. Nie wiedział, że chciała przed swym zamążpójściem spędzić czas na hulankach ze swymi przyjaciółkami. Madryt zawsze będzie tkwił w jej pamięci. Tam bowiem przeżyła