był punktualny. Dwie minuty przed przybyciem księcia, przyjechał Ludwik na koniu i zawołał:
— Jadą!!!
— Hurra!! — wydarło się ze wszystkich piersi.
Rotmistrz stał w uniformie nadleśniczego u portalu, by przyjąć gości. Ludwik stał na czele strzelców, a koło niego mały Robert w zielonym uniformie.
Wielki książę wyskoczył z powozu, chciał właśnie podać ramię żonie swej, wtem spostrzegł Ludwika.
— A, nasz poczciwy Ludwik. Proszę bliżej.
Ludwik stanął wyprostowany przed księciem.
— Podaj pan Jej Królewskiej Mości ramię — rzekł książę. — Pomóż Jej pan wysiąść z powozu.
— Czy księżna może chora? — zapytał poczciwiec.
Pytanie to wywołało huragan śmiechu.
— Oto jesteśmy. W takiej liczbie nie oczekiwał nas pan, nieprawdaż? — rzekł jowialnie książę.
— Im więcej, tym lepiej, wasza wysokość — odrzekł kapitan. — Proszę się rozgościć i czuć się, jak u siebie w domu.
Wielki książę podał mu rękę, którą tenże lekko uścisnął, potem ucałował rękę wielkiej księżnej i skłonił się całej świcie. Postępował naprzód — prowadził.
Wielki książę wziął ze sobą parę lokajów, by, usługiwali, ale Rudowski znał powinność gospoda-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/11
Ta strona została skorygowana.
— 609 —