sławną — ogromną, ciężką, nazywano ją „niedźwiedzią śmiercią“.
Jakież było ich zdżiwienie, kiedy wśród rozmowy poznano, że sławnym księciem skał był Zorski.
Hrabia-sportsman serdecznie zaprosił Zorskiego do swego zamku.
I wielki książę raczył zaprosić go do pałacyku, w Żurawiskach.
Rodzice Roberta — ludzie prości — cieszyli się również względami wielkiego księcia, który wypytywał ich o różne familijne szczegóły. Mały Robert zaś wyszedł na tym najlepiej, gdyż nie tylko chwalono go, pieszczono i całowano, ale dostał sakiewkę z pięćdziesięcioma dukatami.
Po odjeździe gości wszyscy czuli się szczęśliwi. Rudowski cieszył się z świeżo otrzymanego orderu. Ludwik z pochwal, otrzymanych od swego pana.
Róża była szczęśliwa: narzeczony jej zbierał zewsząd pochwały, a do tego wielki książę obiecał pomoc w sprawie zdobycia Landoli. Przedtem jednak miał się odbyć ślub jej z ukochanym, potem on miał się udać w pogoń, a ona — żona jego — zostaje pod pewną opieką samego wielkiego księcia. Szczęście, wielkie szczęście!
Rozpoczęły się przygotowania do ślubu.
W sali ustawiono ołtarz. Książę przybył z nadwornym kaznodzieją, który miał dać ślub młodej parze.
Róża — prawdziwa to była róża w welonie, z wiankiem mirtowym na skroniach! Młoda para
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/18
Ta strona została skorygowana.
— 616 —