Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/29

Ta strona została skorygowana.
—   627   —

Zaśmiała się i znikła w gęstwinie.
To był tylko początek zemsty skrzywdzonej cyganki. Od tego czasu książę Olsunna nie mógł zaznać spokoju. Do każdego zakątka Niemiec wysłał gońców, by szukali Wirskiej. Daremnie.
Mijały miesiące. Choroba i skrucha, niecierpliwość i tęsknota zjadały księcia. Wszędzie go prześladowała cyganka. Często ją spotykał i słowa jej i spojrzenia mówiły mu, że zemsta jej nie jest jeszcze dokonana.
Lekarze poradzili mu zmianę miejsca. Książę udał się więc tutaj nad morze. Już po krótkim pobycie skonstatował, że to powietrze mu nie służy, wręcz przeciwnie, szkodzi. Czuł bliskość śmierci i dlatego zawołał notariusza.
Od tej chwili, w której się dowiedział, że ma syna, bardzo się cieszył, że córka jego nie jest zamężna. Często nawet mówił jej, by stroniła od mężczyzn, by się z nikim nie spotykała.
— Przyczyny tego nie wyjawię ci teraz, ale poznasz ją wkrótce.
Właśnie teraz nad tym myślała. Dotychczas łatwo jej przychodziło dotrzymanie słowa danego ojcu, obecnie sprawa ta miała się trochę inaczej.
Od pewnego czasu przebywał tutaj pewien człowiek, który z nikim nie obcował. Zdawało się, że zamieszkał tu nie ze względu na zdrowie, ale dla zachwycania się morzem. Nieraz siedział przez pół dnia na pagórku i przypatrywał się spiętrzonym falom. Czasem otwierał książkę ze szkicami i malował. Spotykała go właśnie na tym pagórku. Usiadła ha ławce, na której on zwykł siadać. Gdy