przyszedł i zauważył ją, oddalił się, nie chcąc jej przeszkadzać. Zawołała go. Potem spotykali się częściej. Dowiedziała się, że jest malarzem, nie pytała jednak o nazwisko. Rozmawiali o sztuce, poznali się nawzajem. On miał twarz piękną, na której znać było jednak ślady jakiegoś tajonego bólu. To obudziło w niej współczucie.
Poczęła go badać. Przy tym nieraz spotykała jego wzrok, skierowany w jej stronę. Pod wpływem jego wzroku rumieniła się, aż pewnego razu poczuła, że ten mężczyzna staje się dla niej niebezpieczny i że go musi unikać. Gdy jednak wiedziała, że ów nieznajomy, lecz bliski jej człowiek znajduje się na ulubionym przez niego miejscu, jakaś siła pchała ją w tym kierunku.
I dziś zawitało w jej sercu to samo uczucie. Szła pod górę — a serce żywo biło w piersi.
Stanęła.
Położyła rękę na falującej piersi, a serce jej nagle jakby przejrzało. Poczuła, że go kocha.
Nie mogła temu dać wiary. Ona, córka księcia, kocha tego nieznajomego malarza. Co za dziwna myśl?
Pytała sama siebie, czy ma wrócić, szła jednak naprzód. Spostrzegł ją zdala, wstał i poszedł jej naprzeciw. Pozdrowił ją z uszanowaniem i rzekł:
— Szanować zdrowie, sennorita! To ostre powietrze morskie może zaszkodzić. Proszę usiąść i okryć się pledem.
Siedzieli obok siebie, nie rozmawiali, tylko długo patrzyli na morze.
Nagle on rzekł drżącym głosem:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
— 628 —