samotności. Udał się więc nad morze i usiadł w pobliżu latarni. Naraz usłyszał jakieś dziwne jęki, wydobywające się z niej.
Otto zadrżał. Czuł, że człowiek, który wydaje podobne jęki, musi bardzo cierpieć. Może ów nieszczęśliwy potrzebuje pomocy? Młodzieniec był w takim nastroju, że nie mógł być obojętny na nieszczęście innych. Wstał i udał się do wieży. Drzwi były otwarte, wszedł więc.
Po drewnianych schodach dostał się na górę i stanął przed zaryglowanymi drzwiami, z poza których właśnie dochodziły jęki.
Zapukał i w tej chwili umilkł jęczący głos. Znowu zapukał i usłyszał zbliżające się kroki. Odsunięto rygiel i drzwi się otworzyły. Stanął w nich wysmukły, ale pochylony stary mężczyzna.
— Przepraszam pana, że przeszkadzam — zaczął mówić Otto — słyszałem, że tu ktoś jęczy, a ponieważ sądziłem, że — — —
Dwoje oczu, utkwionych w niego, odebrały mu śmiałość. Twarz człowieka, który mu otworzył, pomimo siwych włosów, wydawała mu się bardzo młoda.
Po chwili dopiero spytał:
— Może pan potrzebuje pomocy?
Mężczyzna, który stal w drzwiach, patrzył nań nieprzytomnie. Wreszcie rozchyliły się jego bezbarwne wargi.
— Jestem wierny, poczciwy Alimpo — rzekł.
Otto zadał mu jeszcze kilka pytań, na które ten odpowiadał jednym i tym samym frazesem:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 651 —