Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/26

Ta strona została skorygowana.
—   652   —

— Jestem wierny, poczciwy Alimpo.
Naraz dały się słyszeć kroki z góry.
Nadszedł mężczyzna w stroju żeglarza. Kudłata broda zakrywała dolną część twarzy. Oko jego gniewnie patrzyło na przybysza i gburowatym tonem zapytał:
— Czego pan chce? Kto panu pozwolił tutaj wejść?
Tak niegościnnie przyjęty, opuścił Otto wieżę.
Odtąd myśl o obłąkanym nie dawała mu spokoju. W nocy śniło mu się, że sam jest obłąkany, a Gabrillon zrzuca go z wieży. Ocknął się, skąpany w pocie.
Po południu następnego dnia udał się do swej ukochanej. Flora wyszła mu naprzeciw.
— Witaj, Ottonie. Ojciec czuje się dziś jeszcze lepiej, niż wczoraj. Oczekiwaliśmy cię!
Gdy książę spostrzegł Ottona, rzekł:
— Witaj nam, panie Rudowski! Chcę panu powiedzieć coś bardzo miłego. A więc po pierwsze: zostanie pan z nami na naszej skromnej uczcie.
Wprawdzie towarzystwo chorego nie należy do przyjemności, ale moja Flora wypełni tę lukę. Po drugie: czuję się znacznie lepiej, niż wczoraj. Trunek pana Zorskiego dokazuje cudów.
Czuję się rzeźki i nie wahałbym się podjąć marszu piechotą, lub konno, ot choćby stąd do Petersburga, albo i dalej.
Wzruszające było słyszeć tego wyschniętego