Książę jadł z wielkim apetytem. Kaszel, który go ostatnio bardzo męczył, znikł, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej.
— Zorski jest doprawdy chlubą swych rodziców — rzekł książę. — O, gdyby każde moje życzenie było żaglem u jego jachtu, mógłby bez obawy wypłynąć na dalekie wody oceanów.
— Ojciec jego, niestety, już dawno umarł — zauważył Otto. — Był on profesorem, a nade wszystko kochał swoją żonę i dziecko. Poznał ją w Hiszpanii.
— W Hiszpanii?
— Tak, był nauczycielem u jakiegoś bogatego bankiera, ona zaś guwernantką.
Książę nasłuchiwał uważnie. Flora patrzyła zdziwiona na mówiącego.
— U kogo ona była guwernantką? — zapytał książę.
— Oboje byli w Saragossie u bankiera, hm, zapomniałem jak on się nazywa.
Książę odłożył nóż. Oczy jego rozwarły się szeroko, a twarz oblała fala krwi.
— Ojcze! — zawołała Flora. — Oszczędzaj swoje zdrowie!
— Daj spokój, dziecko! Mam aż nadto sił!
Książę drżąc ze wzruszenia, pytał dalej:
— Czy ten bankier nie nazywał się przypadkiem Salmonno?
— Salmonno, tak Salmonno! Ale, co się stało?! — zawołał przerażony.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 654 —