— Jestem wierny, poczciwy Alimpo.
— Mówi te same słowa — rzekł mer i zwracając się do Flory, zapytał:
— Czy wasza dostojność znajduje pewne podobieństwo?
Z początku oczy Flory badawczo spoczywały na obłąkanym, teraz zaś były pełne łez. Przystąpiła do chorego, ujęła go za ręce i zapytała tonem pełnym wzruszenia:
— Czy wasza dostojność, don Emanuel, poznaje mnie?
— Więc to rzeczywiście on?! — zawołał mer.
— Tak jest, panie, to on! — zapewniała Flora. — Znam go bardzo dobrze. Jest to hrabia Emanuel. Wychudł, ale się nie zmienił, tylko, że odzyskał wzrok. O, don Emanuelu, przemów do mnie! Powiedz mi, czy mnie poznajesz? Przecież jestem Flora Olsunna, która pana odwiedziła w Rodrigandzie!
Chory patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem. Oczy jego nie zdradzały iskry życia. Tylka blade usta otwarły się i przemówiły:
— Jestem wierny, poczciwy Alimpo!
Otto był wzruszony, nawet merem owładnęło uczucie współczucia, ale zapanował nad sobą, gdyż sądził, że nie licuje ono z jego godnością urzędnika. Florze ogromny żal napędził łzy do oczu i nie mogąc uspokoić się, zarzuciła ręce na szyi hrabiego i wolała:
— O, mój nieszczęśliwy don Emanuelu, ludzie, którzy ci wyrządzili taką krzywdę, gorzko będą pokutować!
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 24.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 673 —