bezpieczeństwo. A teraz, jak widać wziął na cel ten handlowy okręt.
— W takim razie pośpieszmy napadniętym z z pomocą — rzekł Zorski. — Mam nareszcie tego Landolę i spodziewam się, że nie wyrwie się z moich rąk!
Kapitan poważnie potrząsnął głową:
— Nie powinniśmy zapominać, że nasz mały statek nie dorósł do okrętu rozbójnika morskiego. Możemy się z jego załogą spotkać na lądzie, ale spotkanie na morzu jest wielkim ryzykiem.
Mimo wszystko spodziewam się, że statek handlowy będzie się bronił, wtedy wywiąże się walka dwóch przeciw jednemu. Każę tedy zdjąć żagle i przytłumić parę, by okręt piracki zauważył nas dopiero wtedy, gdy będziemy już możliwie blisko zaatakowanego.
Poczyniono wszystkie przygotowania, nabito armatki i zwrócono się w kierunku napadniętego okrętu...
Po jakimś czasie okręt piratów zbliżył się do handlowego. Zdawało się, że napadnięty okręt wiedział, co go czeka. Naciągnął wszystkie żagle, i usiłował uciec. Szybki zwrot odsunął go trochę od okrętu piratów, a tym samym od zasięgu jego kul. „Czarny“ jednak był lepszym żaglowcem i dopędził swą ofiarę. Wyciągnął czerwoną flagę piratów i dał znak wystrzałem armatnim, by stanął.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 24.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
— 684 —