Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 24.djvu/6

Ta strona została skorygowana.
—   660   —

sprawa. Chodzi tu o szczęście, ba, nawet o istnienie jakiejś hrabiowskiej rodziny. Słyszałeś, tatku, kiedy o statku korsarskim „Lion“?
— Tak. Kapitanem jego jest Grandeprise. Jest to, jak powiadają, straszny człowiek.
— Tego draba chce pojmać Zorski!
— To niemożliwe! — rzekł książę, blednąc. — Jemu grozi niebezpieczeństwo!
— Nie sądzę. Zorski jest bohaterem. Podróżował już po obcych, dalekich krajach, tłukł się z dzikimi zwierzętami i Indianami. Jest bardzo silny i znakomicie włada bronią. Jeżeli znajduje się kto taki, kto mógłby pojmać i zwyciężyć Grandeprise, to jest nim tylko Zorski.
— Och, zdaje się, że nigdy już nie zobaczę swego syna — biadał książę.
— Po co mu ta niebezpieczna wyprawa? — pytała Flora.
— Chodzi mu o odkrycie ważnych tajemnic. Chce odnaleźć ludzi, których porwano i ukryto. Wziął sobie za zadanie ukarać złoczyńców za to, że chcieli zgładzić ze świata rodzinę jego żony i jego samego.
— Co, jest już żonaty? To bardzo dla mnie niemiła nowina! — zawołał Olsunna. — Miałem bowiem zamiar uznać go moim synem. Stałby się posiadaczem całego mojego majątku, tytułu i dostojeństw.
— Sądzisz, tatku, że popełnił mezalians? Dziwna to rzecz, ale prawdziwa. Jego żona jest Hiszpanką, z Rodrigandy w Aragonii. Zorski został wezwany do Hiszpanii, by operować hrabiego