Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/13

Ta strona została skorygowana.
—   695   —

w Paryżu nosiłem perukę, nie wie biedak jaki skarb posiada, a co najlepsze oddaje mi go!... Mamy klucz do wielkiej zagadki. Muszę zawiadomić o tym Carbę.
Gerarda również zdziwiło to spotkanie, pomimo, że nieraz mu się zdarzyło zetknąć się z członkami tego rozbitego po całym świecie bractwa, do którego należała Carba ze swoimi poddanymi. Szedł lasem i myślał o Róży.
Ta wspaniała kobieta olśniła go. Ją więc miał zamordować?... I była to w dodatku żona tego, który ocalił jego siostrę!
Ale nie chciał zdradzić swego obecnego pana. Był wprawdzie człowiekiem zdolnym do popełnienia największej zbrodni, jednak kłamać nie lubił. Dlatego też postanowił wszystko wyjawić swemu panu.
Przyszedł do domu późnym wieczorem. W pokoju hrabiego było ciemno, gdyż znajdował się on w mieszkaniu nauczyciela.
Doskonale — pomyślał garoter! — Nie zabiję tej pięknej kobiety, ale też nie stracę obiecanej mi nagrody. Ten tak zwany markiz Acrozza jest łotrem, wystąpię z jego służby, ale przed tym muszę sobie wziąć zapłatę.
Wślizgnął się do pokoju Alfonsa, i zapalił światło. Otworzył stojącą w pokoju walizkę i wzrok jego padł na pełną kiesę. Obok leżały dwie szkatuły pełne złota.
— Piękna to sumka! — pomrukiwał garoter. — Teraz mogę sobie sprawić wesele i stać się porządnym człowiekiem. Jakże się uraduje moja