ką. Dotychczas byłem u pana na służbie i przyrzekam, że nie będę działać przeciw panu podstępnie.
Wprawdzie przestrzegłem rodzinę Zorskiego, ale pana nie zdradziłem. Jeszcze jest czas, by stąd uciec. Powracaj pan natychmiast do Hiszpanii! Będę strzegł pani Zorskiej i powiadam panu, że jeżeli spotka ją z pańskiej strony najmniejsza przykrość, zginiesz z rąk garotera. Nie sądź pan, że jesteś potężniejszy ode mnie. Potęgą pańską były pieniądze. Już pan nie jest ich właścicielem. Są teraz w moich rękach. Proszę nie zapominać o tym, co panu powiedziałem. Słowa dotrzymam. Bądź zdrów!
Uścisnął rękę Alfonsa i zniknął w cieniu nocy.
Zrozpaczony Alfonso udał się do domu, by zapakować się i umknąć. Gdy otworzył walizę, zrozumiał, że został doszczętnie okradziony. Nie zastanawiając się długo, zeszedł na dół i zniknął.
Dwie godziny po ucieczce Alfonsa, w domu nauczyciela zjawił się prokurator w towarzystwie żandarmów. Po dokonaniu rewizji, która nie dała żadnego rezultatu, wszczęto pościg za zbiegami, ale i ten był bezskuteczny.
Szczęśliwie uszli.
W kilka dni później przybyło do Poznania kilka osób, które zamieszkały w najlepszym hotelu.
Byli to książę Olsunna z Florą i jej narzeczonym Ottonem Rudowskim i hrabią Emanuelem.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 698 —