że rotmistrz nie odrzuci prośby swojej synowej.
— Synowej? — zapytała Róża ze zdziwieniem. — A może pan rotmistrz ma jeszcze jednego syna, który jest żonaty?
— Nie.
— A więc pan jest żonaty, panie Rudowski?
— Nie, tylko zaręczony na razie — odpowiedział z szczęśliwym uśmiechem zapytany.
— Czy wolno wiedzieć z kim?
— Oczywiście, łaskawa pani! Proszę mi pozwolić przedstawić sobie moją narzeczoną! Róża była oszołomiona. Nie wierzyła.
— Czy to możliwe? — pytała.
— O, nawet prawdziwie — odpowiedział książę. — Pokochali się, a córka moja była tego zdania, że może być tak samo żoną malarza, jak hrabianka de Rodriganda żoną lekarza.
— Ach, jakież to szczęśliwie zdarzenie — rzekła Róża. — No, teraz już nasz stary burczymucha nie będzie dłużej zwlekać z przeprosinami i pierwszy wyciągnie rękę do zgody. Teraz jedźmy do Zalesia!
— Bardzo chętnie, ale panu Rudowskiemu nie radziłbym na razie zjawiać się tam. Jego przybycie musi być poprzedzone jakimiś przygotowaniami.
— Naturalnie — rzekła Róża. — Musi jednak być blisko nas, by w każdej chwili mógł przyjechać.
Otto był tego samego zdania.
— Jadę do Zalesia, ale nie udam się z wami
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/21
Ta strona została skorygowana.
— 703 —