— O, trochę cierpliwości, panie Rudowski, nie pozwolimy panu długo żyć w niepewności.
Rotmistrz musiał poprzestać na tym oświadczeniu, zmienił więc temat i kazał służbie poprowadzić gości do ich pokojów, a sam udał się do kuchni, by sprawdzić, czy już wszystko przygotowane do posiłku. Tutaj zastał obie panie Zorskie. Zaczęło się od początku opowiadanie o hrabi Emanuelu, tym razem przeplatane nieskończoną ilością „kartaczy“ i „mociumdziejów“. Właśnie obie damy nakrywały do stołu, gdy do pokoju weszła Flora z ojcem.
Pani Zorska spojrzała na oboje i mimo tylu lat i zmian, jakie zaszły w wyglądzie zewnętrznym księcia, poznała go.
— Książę Eusebio Olsunna! — zawołała, blednąc ze strachu.
— Książę Olsunna? — zapytał Rudowski. — Nie, pani się myli. Ten pan jest baronem Haldenbergiem, a ta dama jego córką.
— Przepraszam pana! — zawołał książę. — Moje imię jest Olsunna, a nie Haldenberg. Miałem powód, by zataić na przeciąg krótkiego czasu moje prawdziwe nazwisko, ale sądzę, że mi to państw o przebaczycie.
— A, do pioruna, mociumdzieju! Sam książę! A czy zaraz nie poznałem. Nie wygląda ta pani na księżniczkę?! — zawołał kapitan, otworzywszy gębę ze zdziwienia.
Tymczasem Flora podeszła do pani Zorskiej i przywitała ją tak ciepłymi słowami, na jakie się tylko mogła zdobyć.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
— 706 —