Ludwikiem wykazywał swój dobry humor i, o dziwo, wdał się z nim w poufałą rozmowę.
— Ale ta księżniczka naprawdę mi wpadła w oko. Gdybym miał syna i gdybym był księciem, to — — — —
Przerwał w środku zdania. Już dawno nie wymówił słowa „syn“, dziś jednak mu się wyrwało, więc napół rozgniewany, napół zakłopotany ofuknął Ludwika:
— Więc czego tu stoisz, gamoniu, myślałem, że cię już tu dawno nie ma! Precz stąd!
— Do usług pana rotmistrza!
Poczciwy Ludwik wyszedł. Przyzwyczajony do tonu swego pana, nie brał mu tego za złe. Na korytarzu spotkał się z piękną księżniczką. Stanął przy ścianie, by Flora mogła wygodniej przejść.Ona jednak zatrzymała się i zapytała:
— Czy wy usługujecie przy stole?
— Tak, wasza wysokość.
— Dziś wieczorem także?
— Tak jest.
— A czy potraficie milczeć?
— Jak skała, proszę księżniczki — odparł z dumą.
— A więc powierzę wam tajemnicę: pan Otto Rudowski jest w Zalesiu — — —
— Do stu pio — — do dja — — hurra! Chciałem powiedzieć! Proszę mi wybaczyć! Ale panicz chyba nie śmie się pokazać na zamku?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
— 712 —