— Wołającym był pewien marynarz, który snać poznał korsarza.
— Do Amerykanina — odpowiedział korsarz, wskazując ręką jeden z amerykańskich okrętów.
— Tak? — rzekł marynarz. — Sądzę, że widziałem ciebie na innym okręcie. A czy znasz Fauchal, chłopcze?
— Znam.
— Kiedy tam byłeś? — O, dawno temu, byłem wtedy na służbie u Francuza.
— Tak? A więc musisz znać dobrze długą, chudą mamcię Dry.
— Nie mogę sobie przypomnieć. To już dawno.
— Hm, sądziłem, że nie tak dawno widziałem cię tam. A czy słyszałeś kiedyś o Jefrouw Mietje? — pytał dalej marynarz.
— Nigdy — odparł wysłannik Landoli.
— W takim razie mylę się, gdyż sądziłem, że do niedawna należałeś do „Pendoli“, kapitana Landoli.
— Nie znam tego człowieka i zresztą nie mam czasu. Adieu!
Oddalił się, ale wnet zmiarkował, że obcy idzie za nim. Zrozumiał, że grozi mu niebezpieczeństwo, więc co rychlej dobiegł do łódki i odbił od brzegu.
Obcy, który z nim rozmawiał, był to Helmer. Właśnie chciał iść z papierami do naczelnika portu, gdyż „Róża“ szykowała się już do odbicia od przystani. Przypomniał sobie twarz spotkanego
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 26.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 722 —