— Prywatny jacht „Róża“ — brzmiała odpowiedź.
— Czyja własność?
— Karola Zorskiego z Polski.
Słysząc te słowa, Amy nie mogła powstrzymać wydobywającego się z krtani okrzyku zdziwienia. Natężyła wzrok i spostrzegła wyniosłą postać Zorskiego.
— Czy pani zna tego człowieka? — zapytał kapitan.
— Znam, sir. Jest to jeden z moich największych przyjaciół — odrzekła.
Wtedy kapitan zawołał:
— Czy pan Zorski na pokładzie?
— Tak! — odpowiedział doktór.
— Zbliż się pan!
— Nie mam czasu! — odpowiedział donośnym głosem Zorski.
— Miss Lindsay jest z nami! — wołał kapitan.
— Zaraz się zbliżę!
W parę chwil później od jachtu odbiło czółno.
Gdy Zorski stanął na pokładzie wojennego statku, przywitał serdecznie kapitana, potem zbliżył się do uśmiechniętej Amy.
— Myślałam, że pan jest teraz w Afryce — rzekła, podając mu obie ręce.
— Prześladowałem dotąd „Liona“ — odparł.
— Jaki „Lion“? Czy statek korsarski? — zapylał kapitan.
— Tak jest. Nie mam czasu, gdyż nie mogę go stracić z oczu. O, sir, gdybyś mi chciał pomóc złowić tego kapitana Grandeprisa!
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 26.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 732 —