niczną troskliwością. Teraz dopiero spostrzegła ogromne zniszczenie, jakiego dokonały na nim długa niewola, głód, pragnienie i duchowe cierpienia. Serce jej kurczyło się z bólu i była bliska zemdlenia, ale zapanowała nad sobą resztkami sił i tylko wyrzekła jedno zdanie głosem pełnym współczucia:
— Tyś chory, mój kochany?
— Dużo przecierpiałem i byłbym też wkrótce uległ moim cierpieniom, ale teraz wszystko już minęło, już teraz jest wszystko dobrze!
Głaskała jego chude policzki.
— Tak, mój Alfredzie, będziesz tak samo silny, jak w Hiszpanii, gdy byłeś naszym zbawcą i obrońcą. Już cię od siebie nie puszczę, dopóki nie zginą wszystkie ślady twojej męczarni. A potem — — —
— A potem? — zapytał.
— Potem będziemy już całe życie do siebie należeć!
Potrząsnął smutnie głową.
— Zdaje mi się, że to nie będzie możliwe.
— Dlaczego nie, mój drogi?
— Nie znasz mnie. Wiesz o mnie bardzo mało. I to, co wiesz, jest czystą — nieprawdą.
Ciężko mu było wypowiedzieć te słowa. Amy popatrzyła nań z przestrachem, potem rzekła:
— Prawda, że niewiele wiem o tobie. Ale wystarczy mi świadomość, że mnie kochasz. Reszta nie obchodzi mnie.
Mimo to, musisz się o tym dowiedzieć. Wy-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 26.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 738 —