— Olsunną, dzisiaj porucznik — hrabią Emanuelem. To rzeczywiście dziwne! — rzekł lord.
— Proszę mi darować, ale podobieństwo tak: mnie zdziwiło, że zapomniałem o różnicy lat — rzekł Kortejo, odzyskawszy równowagę.
Podczas dalszej rozmowy źrenice Józefy spoczywały na Amy i Mariano. Ta bystra dziewczyna wyczuła pokrewieństwo serc, jakie łączyło te dwie osoby. I jakiś niespodziewany ból ścisnął ją za serce.
Ileż to razy stała niegdyś przed portretem hrabiego Emanuela! Uważała go za najpiękniejszego mężczyznę na świecie. Marzyła o szczęściu przy boku takiego człowieka. A teraz siedziała przed żywą kopią tego cudownego portretu. Lecz mimo to, że oczy jej nieustannie spoczywały na Mariano i już nie chciały się od niego oderwać, to jednak z marzeń snutych potajemnie wyrwał ją; głos ojca, dziękujący za miłą gościnę.
Pojechała z nim do domu.
— Wiesz kogośmy widzieli? — zapytał Kortejo.
— No? — zapytała w zamyśleniu.
— Ten porucznik — to prawdziwy hrabia Alfonso.
Przytaknęła głową.
— Zorski go ocalił! Zdaje się! Ale jak i gdzie? Co mogło się stać z Landolą i jego statkiem? Nie wiem.
Spostrzegł dziwną zmianę w córce i zagniewany zawołał:
— Jakże się ohydnie zblamowałem! I wczoraj i dzisiaj. Bo przecież podobieństwo jest ogromne!
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 27.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 764 —