Zamilkła. Potem westchnęła znowu i zapytała energicznym tonem:
— Wierzę, iż pan myśli tak obecnie. Później stanie się inaczej. Postanowiłam sobie być szczerą i dlatego powiadam panu otwarcie, że go kocham.
— A, do diabła! I miałbym opuścić moją ukochaną dla pani!
— Tak.
— O, to nie uchodzi, moja pani! Bo ją kocham, a nie panią!
— Może jestem ładniejszą od niej!
— Możliwe, ale nie sądzę, by tak było.
— Bogatsza!
— Nie zależy mi na bogactwie.
— Szlachetniejszego rodu i lepszego charakteru!
— Niemożliwe!
— Wiem wiele o panu, znam pewną tajemnicę.
— Jaką? co pani wie o mnie? — spytał zaciekawiony.
— Nazywasz się pan Alfred Lautreville, ale to nie jest twoje nazwisko.
— Kimże więc jestem? — zapytał zdziwiony.
— Pańskie prawdziwe nazwisko brzmi: Alfonso de Rodriganda.
Mariano przerażony schwycił ją za rękę i pochylając się nad nią rzekł:
— Kobieto, co mówisz? Skąd wiesz o tym? Kim jesteś?
— Poco mnie pan nadaremnie pyta?
— Musisz powiedzieć. Jeżeli nie, to sam się
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 28.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 778 —