Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 28.djvu/15

Ta strona została skorygowana.
—   781   —

— Ba! Ciesz się, że ci dałem słowo, gdyż w przeciwnym razie, dawnobym ci już zerwał maskę!
Nagle obok niego zabrzmiał głos:
— Ale ja to uczynię, bo nie dałem słowa!
Zamaskowana postać wyskoczyła z za muru! rzuciła się do dziewczyny. Józefa zrozumiała, w jakim znajduje się niebezpieczeństwie. Wyciągnęła z pod płaszcza sztylet. Uderzyła nim rękę, która chciała zedrzeć maskę.
Podczas gdy lord cofał zranioną rękę, Józefa skorzystała z chwili, skoczyła w bok i zmieszała się z tłumem masek.
— A, do djabła, ona miała sztylet, — rzekł Lindsay, wyciągając chustkę z kieszeni, by zatamować krew.
— Kim pan jest? — zapytał Mariano.
— Pańskim przyjacielem!
Głos lorda brzmiał głucho, Mariano nie mógł go poznać.
— I podsłuchałeś całą rozmowę?
— Tak, gdyż przyszedłem, by ją podsłuchać.
— A to z pana prawdziwy drab!
— Nie przeczę!
— Żądam, by pan zdjął maskę! — krzyknął Mariano.
Lord posłusznie zdjął maskę i stanął przed Marianem.
Ten poznał przybysza, przeraził się i rzekł:
— Ach, milord! Proszę mi wybaczyć!
— Raczej ja proszę o przebaczenie. Zawiniłem przecież, gdyż podsłuchałem.