Helmer podniósł szklankę do ust, chcąc pokrzepić się wybornym winem, gdy w drzwiach zjawiła się blada postać, która rzuciła na obecnych błędne, niewymowne spojrzenie.
Helmer przyglądał się uważnie choremu.
— Czy możliwe?! — zawołał. — Antoś, Antoś! O, mój Boże!
Obłąkany popatrzył nań i pokiwał głową.
— Jestem nieżywy, zabito mnie! — pisnął.
Helmer opuścił ręce i zapytał:
— Sennor Arbelez, kim jest ten mężczyzna?
— To narzeczony mojej córki. Nazywa się Antonio Helmer, strzelcy nazywają go „Grzmiąca Strzała“.
— A więc to mój brat, brat mój!
Z tym okrzykiem rzucił się do obłąkanego i przycisnął go do piersi. Chory pozwalał na wszystko, patrzył na brata i od czasu do czasu mówił:
— Jestem nieżywy, zabito mnie!
— Co mu jest? — zapytał Helmer.
— Obłąkany.
Kapitan „Róży“ padł na krzesło, zakrył oczy rękami i gorzko, gorzko zapłakał. Inni stali bez ruchu. Arbelez pierwszy zaczął rozpytywać się o ich rodzinne stosunki.
— Opowiadał wiele o panu — zakończył hacjendero.
— Jestem nieżywy, zabito mnie — skarżył się ciągle chory.
Zorski nie spuścił zeń oka.
Wreszcie zapytał:
— Jaka jest przyczyna jego choroby?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 28.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
— 790 —