Zorski wyjechał naprzód i odrzekł zamiast Arbeleza:
— Proszę wybaczyć, sennorze! Jestem tutaj obcy i szukałem sennora Korteja w hacjendzie del Erina. Dowiedziałem się, że musi być u pana, więc przybyłem. Czy można z nim teraz pomówić?
Powierzchowność Zorskiego wywarła takie wrażenie na hacjendera, że uśmieszek jego znikł. Podniósł rękę i wskazując dal, odpowiedział:
— Bardzo mi żal, sennor. Kortejo odjechał przed chwilą.
— Dokąd?
— Nie wiem.
Jasnym było, że ten człowiek nie zdradzi Korteja. Chodziło tylko o to, by zbadać, czy powiedział prawdę.
— Czy wolno nam chwilę odpocząć w tej hacjendzie?
— Bardzo proszę, sennores.
Zaproszenie to było dowodem, że Kortejo rzeczywiście odjechał.
— Co to byli za ludzie, którzy jechali ku zachodowi? — zapytał Zorski.
— Kto to może wiedzieć! — odpowiedział hacjendero.
Z jego wystraszonego oblicza można było wyczytać, że gdyby chciał, mógłby odpowiedzieć. Zorski jednak krótko odciął:
— Bywajcie zdrowi, zaraz dowiemy się, kto to był.
Pojechali w tym samym kierunku, w którym
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 29.djvu/10
Ta strona została skorygowana.
— 804 —