Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 29.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   813   —

Tak zakończyła się ta niebezpieczna sprawa. Kortejo usiadł koło Verdoji i był uczestnikiem biesiady sławnego, a raczej osławionego Juareza, który później był kandydatem na prezydenta Meksyku i przyczynił się do strącenia cesarskiej korony z głowy austriackiego księcia.
Biesiada nie była wyśmienita, ale obfita. Spożyto mnóstwo potraw, wypito wiele rozmaitych napojów. Tylko jeden Juarez pił umiarkowanie, jak to zwykle bywa u Indian.
Po biesiadzie Verdoja mógł bez przeszkód pogawędzić z Pablem Kortejo. Wyszli z domu.
— Będzie pan u mnie spać. Sądzę, że nie przyniesie to panu ujmy.
— Och, nieskończenie jestem panu wdzięczny za wstawienie się za mną, sennor Verdoja. Byłbym tej nocy nie przespał spokojnie.
— O, z pewnością nie. Bardzo się przestraszyłem, usłyszawszy, że pan był w hacjendzie Vandaqua, gdyż mamy na nią niedługo napaść.
Kortejo przeląkł się na samą myśl, jakie mu groziło niebezpieczeństwo.
— Właściwie — rzekł kapitan — nie powinienem o tym panu mówić, jest to tajemnicą. Ale, co do czarta robiłeś pan w tej hacjendzie? O ile wiem, sąsiad ten nigdy nie był dla was taki miły.
— Wiele się zmieniło. Nie jest on już moim sąsiadem. Hacjenda del Erina nie jest nasza. Oddziedziczył ją Petro Arbelez.
— A niech go kaci porwą! To hrabia Ferdinando nie chciał mi sprzedać tego kawałka ziemi, który pragnąłem nabyć, a innym podarował mają-