Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 29.djvu/6

Ta strona została skorygowana.
—   800   —

Słysząc to imię, Indianin podskoczył i chciał pokłonić się wielkiemu strzelcowi.
— Ty pilnuj wejścia. Żaden nie śmie uciec — szepnął Zorski.
Potem naładował rusznicę i zwrócił lufę w dół. W tej chwili jednak namyślił się.
— Zobaczysz, jak to Książę Skał zwycięża swych nieprzyjaciół.
To mówiąc, wstał, tak, że go można było zobaczyć z dołu. Wydał z siebie głośny okrzyk, jak to zwykli czynić myśliwi w preriach, gdy zgubią się w lesie. W tej chwili oczy wszystkich zwróciły się na niego.
— Tu macie Zorskiego, którego chcieliście pojmać! — zawołał w dół.
Głos jego odbił się echem. Huknęła rusznica. Bryganci zerwali się i porwali za rozrzuconą broń. Ale gdy który schylił się, by podnieść strzelbę, padał od kuli Polaka. Jeżeli ktoś chciał uciec, padał od kuli Indianina.
Strzały padały jeden za drugim. Zdawało się, że na górze daje ognie dziesięciu strzelców z dubeltówek.
Indianin również położył dwóch trupem, a gdy Zorski rzucił swój sztuciec i schwycił mniejszą strzelbę, pozostało tylko dwóch rabusiów przy życiu. Zastrzelił jeszcze jednego, ostatniego chciał oszczędzić.
— Połóż się i nie ruszaj! — zawołał doń z góry.
Usłuchał.