Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 29.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   801   —

— Idź na dół do niego, a ja będę strzec z góry — rozkazał naczelnikowi Mizteków.
Bawole Czoło pośpieszył do rabusia, który leżał bez ruchu na ziemi. Teraz, gdy już nie mógł wymknąć się, Żorski podszedł do niego.
— Wstań!
Podniósł się. Drżał na całym ciele. Nigdy nie był jeszcze świadkiem takiego spustoszenia.
— Ilu was było? — zapytał go Zorski.
— Trzydziestu sześciu.
— Gdzie jest reszta?
Rabuś zawahał się.
— Mów, bo zginiesz!
— Udali się do hacjendy Vandaqua — odparł trwożliwie.
— Co tam robią?
— Odwiedzili sennora, który kazał napaść na hacjendę del Erina.
— Jak się nazywa?
— Nie wiem.
— Są tu konie?
— Tak, pasą się niedaleko stąd.
— Jak daleko stąd do hacjendy Vandaqua?
— Trzy godziny.
— Powiedz mi, kiedy odjechali i na kiedy zapowiedzieli swój powrót?
— Odjechali przed godziną, a mają wrócić wieczorem.
— Dobrze, zaprowadź nas na pastwisko po konie.
Zorski naładował swoje strzelby, a potem udał się na pastwisko. Tu wybrano trzy najlepsze ko-