chciałby pan, poruczniku Pardero, zdobyć tę małą Indiankę? Jeżeli tak, to musi mi pan pomóc zdobyć Emmę, córkę Arbellesa.
— Zgoda!
— Ale trzeba wpierw dowiedzieć się, czy serca tych bogiń nie są zajęte. Zdaje się, że tak.
— Może wyprzedził nas ten Zorski? To bardzo piękny mężczyzna, który z pewnością potrafi zdobyć serca wszystkich dziewcząt.
— Ja podejrzewam raczej tego Mariana. Czy pan nie spostrzegł, jak go hacjendero w subtelny sposób wyróżnia? Zdaje się, że jest najważniejszą osobą spośród tych trzech cudzoziemców.
— Nie miałem powodu tak dokładnie obserwować ich. Ale chodźmy już spać. Ta dziewczyna ma pięść, jak indyjski atleta. Nie można było się tego spodziewać po jej małych i miękkich rączkach. Kark mnie boli, tak mi zdrętwiał, jakby był wytoczony z drzewa.
— Więc wyśpij się, panie poruczniku. Jutro ponowimy napad i wątpię, czy się nam nie uda przełamać oporu. Dobranoc!
— Dobranoc, sennor Verdoja!
Pardero odszedł. Rotmistrz pozostał w ogrodzie do godziny dwunastej. Potem poszedł niby sprawdzić straże i naraz niespostrzeżenie podszedł do południowego kąta ogrodzenia.
Było to bowiem miejsce, na którym umówił się z rozbójnikiem. Ten oczekiwał już go. Przykucnął w największym cieniu, tak, że go nikt nie mógł spostrzec.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 30.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 838 —