Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 30.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   830   —

chał ją od pierwszego wejrzenia i prosił, by została przy nim.
Emma drżąc ze strachu nie wiedziała co począć z tym natrętnym gościem.
— O, proszę pozwolić mi odejść, mam jeszcze tyle obowiązków — prosiła.
Kapitan nie spuszczając oka z jej twarzy odrzekł:
— Największym obowiązkiem gospodyni jest być miłą dla gości.
— A obowiązkiem gościa jest być grzecznym, w stosunku do gospodyni — odcięła.
Verdoja chciał ją chwycić za rękę, ale udało jej się w tej chwili wyślizgnąć z jego objęć i znalazła się przy drzwiach.
— Addio, sennor — rzekła, otwierając je.
— Stój, nie puszczę pani stąd!
Ale Emma była już za drzwiami.
Długo stał nieruchomo.
— Do pioruna! — rzekł. — Co za piękność! Jeszcze mi się nigdy nie wydarzyło zakochać się od pierwszego wejrzenia. Gdybym nie miał żony, rzuciłbym się przed nią na kolana i błagał, by zgodziła się być moją. Ale i tak będzie moją.
Emma cieszyła się, że zdołała wymknąć się z szponów brutalnego gościa. Nieczyste spojrzenie kapitana, spoczywające na niej, tak ją przestraszyło, że postanowiła unikać go.
Udała się do pokoju chorego, u którego zastała Zorskiego. Stan zdrowia pacjenta nie budził już obaw. Operacja udała się wyśmienicie, a gorączka