Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/10

Ta strona została skorygowana.
—   860   —

Poczciwy sternik odmawiał prośbie brata, nie chcąc przyjąć daru, ale wszyscy obecni, nawet sam hacjendero, byli przeciwni jego poglądowi. Tak więc postanowiono na pół serio, na pół żartem, że połowa skarbu królewskiego darowanego Helmerowi, przypadnie w udziale małemu Robertowi.
Pod wieczór pacjent czuł się wyczerpany z nadmiaru wrażeń i zasnął. Emma została przy nim, reszta udała się na wieczerzę. Oficerów nie było. Spożywali kolację każdy w swoim pokoju.
Po kolacji Zorski oddalił się do swego pokojuju. Nie chciał, by zmiarkowano jego nieobecność. Czekał stosownej chwili. Zebrał broń, sukna i rzemienie i udał się do jednej z niezamieszkałych komnat, mieszczącej się z tyłu podwórza. W swojej izbie zostawił zapaloną lampę, by myślano, że jest w domu. Otworzył okno, wyskoczył przez nie i przymknął je na nowo. Udał się do palisady, stąd na równinę w kierunku ladrillos.
Było ciemno, Zorski jednak miał wzrok koci i nie zmylił drogi, a chodzić umiał bezszelestnym krokiem. Gdy był blisko ladrillos, sunął jeszcze ostrożniej, a potem zaczął pełzać.
Nagle zatrzymał się i zaczął wdychać nosem powietrze.
— Co to? Przecież to dym zmieszany z zapachem pieczonego mięsa. Nie wiem, czy ten drab jest taki głupi czy też śmiały, że rozpala tutaj ogień.
— W gęstych krzakach znalazł Zorski świetną kryjówkę. Stąd też ujrzał mężczyznę, siedzą-